niedziela, 10 listopada 2013



11 listopada obchodzimy imieniny Marcina. A już tradycją stały się imprezy związane z gęsiną- liczne festyny, festiwale i regionalne imprezy. Jedna z nich odbyła się w Przysieku, niedaleko Bydgoszczy. 
A tam fajne zabawy dla dzieci, przedstawienie teatru Baj Pomorski z Torunia, Akademia Kulinarna- dzieci przygotowywały jeża z owoców i smaczne kanapki.
Atrakcją spotkania był pokaz przygotowany przez znanego mistrza kuchni, Karola Okrasę. Na zakończenie można było skosztować przepysznej okrasy z ziemniaczkiem upieczonym w popiole.

Impreza nie związana ściśle z książką, czytelnictwem... Ale z dobrym jadłem to i książkę miło się czyta ;) Byle tylko nie jednocześnie...


Ale żeby było jeszcze bardziej edukacyjnie, poniżej prezentujemy legendę o Świętym Marcinie.

W dawnych czasach, na Węgrzech, urodził się chłopiec. Otrzymał imię Marcin. Gdy Marcinek podrósł, wraz z rodzicami przeprowadził się do Włoch i tam dorastał.
Pewnego zimowego wieczoru, Marcin, będąc już młodzieńcem, jechał na koniu. Wracał do domu. Zimno było, mroziło niemiłosiernie, mężczyzna otulał się płaszczem i marzył o ciepłej herbacie przy ogniu. Nagle dostrzegł skuloną postać. Był to półnagi nędzarz. Nie zastanawiając się, odciął kawał swojego podszytego futrem płaszcza i otulił nim biedaka. Do tego dołożył jeszcze sakiewkę pełną złotych monet. Zapewne Marcin uratował tego nędzarza od śmierci.
Po powrocie do domu, Marcin położył się spać. Przyśnił mu się dziwny sen. Śniło mu się, że Jezus Chrystus przybrał postać biedaka. Ten sen spowodował, że Marcin zdecydował się zostać kapłanem. 
Po kilku latach posługi kapłańskiej, został wybrany na biskupa Tours. Jednak Marcin nie chciał nim zostać i gdy posłańcy przyjechali do niego z tą informacją, schował się w komórce z drobiem. Jednak gęsi były bardzo głośne i swoim gęganiem zdradziły kryjówkę Marcina.
Od tego momentu gęś stała się atrybutem świętego Marcina.

I jeszcze jedna tradycja związana z 11 listopada- rogale marcinkowe... Koniecznie z bałym makiem, bakaliami i śmietaną- to te tradycyjne, wielkopolskie. W Bydgoszczy kupujemy z czarnym makiem.


Legenda o rogalach świętomarcińskich:

Przedstawioną powyżej legendę o Świętym Marcinie, każdego roku, powtarzał proboszcz 

w poznańskim Kościele. W 1891 roku usłyszał ją piekarz, Walenty. I zamarzył o tym, aby uczynić coś równie dobrego jak święty Marcin. Niestety nie miał pomysłu. 

Zaczął się modlić do świętego Marcina o pomoc. Modlitwy chyba zostały wysłuchane, bo w nocy 
w przeddzień odpustu, Walenty usłyszał na gościńcu stukot końskich kopyt. Był to rycerz, 
w lśniącej zbroi, na siwym koniu. Tajemniczy jeździec nie rzekł żadnego słowa do Walentego, tylko się uśmiechnął i odjechał. Piekarz stał jak oniemiały, a jak się już ocknął, zauważył na śniegu leżącą podkowę. I nagle doznał olśnienia... Miał pomysł! Tak, teraz już wiedział co zrobi. Wrócił do domu i przez całą noc napiekł ogromną ilość ciasteczek z nadzieniem makowym i bakaliami, uformowanych na kształt końskiej podkowy. Na drugi dzień, rano, po mszy odpustowej, rozdał wszystkie ciasteczka biednym ludziom.
Pomysł piekarza tak się wszystkim spodobał, że rogale, bo tak zaczęto je z czasem nazywać, wypiekał co roku. Po jego śmierci, tę tradycję kultywowali inni piekarze i tak pozostało do dziś...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz